Granada Granadą, niemniej jednak nasze zwiedzanie Andaluzji nie ogranicza się tylko do jednego miejsca. Niedzielę spędziłyśmy w Maladze – wreszcie jakiś skrawek morskiego błękitu. Nasz tour nie zapowiadał się rewelacyjnie, a to ze względu na pogodę. Mgła i deszcz, to nie jest to co my lubimy najbardziej, ale nie było wyboru. Uzbrojone w bikini wyruszyłyśmy na spacer śladami Picassa. Malaga to miejsce, w którym się urodził i spędził tylko pierwsze lata życia, ale ponoć darzył sentymentem do końca. Dom, który zamieszkiwał nie jest jakiś gigantycznych rozmiarów, ale urządzony z gustem i przytulnie. Teraz znajduje się tam muzeum. Do naszych czasów zachowały się nawet jego przecudnie haftowane ubranka do chrztu, kto by teraz chciał się w to bawić, i wiele innych gadżetów, np. zdjęcia rodzinne, przedstawiające artystę z czasów dzieciństwa, radosnego brata i kuzyna, a nie zamkniętego w swoim świecie malarza. W mieście nie mogło zabraknąć również muzeum poświęconego jego twórczości. Kolejka do kasy przeraziła nas ogromnie, ale okazało się że grupy wchodzą poza kolejnością. Nie zobaczyłyśmy jego największych dzieł, bo te znajdują się w Madrycie, ale i tak uważamy, że było warto. Jesteśmy pod wrażeniem różnorodności technik malarskich i jego eksperymentów z przedstawianiem świata i ludzi, i tego że może on być inaczej postrzegany przez różne osoby. Jak sam mistrz powiedział, sztuka jest wtedy żywa gdy ma odbiorców. Wydaje nam się, że cel został osiągnięty. Jedyne co nas zaskoczyło to wszechobecna golizna na jego obrazach, co sugeruje, że Picasso musiał mieć na tym punkcie obsesję. Nadszedł czas na pierwsze zakupy pamiątek na straganach na głównym placu miasta, Merced i w pobliskich uliczkach. Być w Maladze i nie kupić reprodukcji światowej sławy twórcy to byłby wstyd! Wybór duży, więc jeśli komuś nie za bardzo odpowiada coś kubistycznego może wybrać te dzieła z początku jego działalności – okresu niebieskiego lub różowego. Taka tu już tradycja, że w prawie każdym mieście hiszpańskim musi znajdować się jakiś zamek. Kiedyś prawie niemożliwy do zdobycia ze względu na swoje położenie, dziś stoi otworem dla zwiedzających. Panorama miasta przecudna, szkoda tylko że nie możemy obejrzeć żadnego przedstawienia wygodnie usadowieni na ławach teatru rzymskiego. Cóż trzeba iść dalej. Nie żałujemy, bo trasa wiedzie na tak długo wyczekiwaną plażę. Zaskoczeniem jest jednak , że prowadzi przez cudzej urody ogród botaniczny. Takiej ilości egzotycznych roślin w jednym miejscu to nie widziałyśmy nigdy! Żal, że musimy to miejsce opuścić tak szybko, ale plaża i morskie fale wzywają nas z oddali. Jeszcze tylko kilka fotek w parku, a potem na tle statków pasażerskich, cóż za exclusive, i teraz możemy oddać się rozkoszom plażowania. Czyż nie jest fantastycznie? Mogłybyśmy tu zostać na zawsze…
Katarzyna i Monika